PROLOG
Rok 2846. Kolonia na Haalqacie nie jest ani pierwszą, ani największą z powstałych przez ostatnie wieki, ale to ona najbardziej pobudza wyobraźnię. Haalqat - oficjalnie PH401-16 - już teraz jest kopalnią legend. Wystarczyło jedno odkrycie, by planeta jedna z wielu stała się tą planetą. Tu jest życie, mówią koloniści. Tu stało się coś złego, powtarzają. Tu będzie nasze miejsce, twierdzą z przekonaniem.
Docierając na orbitę Haalqatu, Anne Marie najlepsze lata miała już dawno za sobą. Stara i nieduża, miała już tylko zadanie, lot tylko w jedną stronę. Gdy na planecie zaczęto wznosić pierwsze struktury, okręt stał się częścią z nich, ściągnięty z nieba zgodnie z procedurą opracowaną wiele lat świetlnych dalej. Statek nie miał się już wznosić ku gwiazdom, lecz stać się domem. Pierwszym dachem nad głową na Haalqacie.
Od czasu założenia kolonii minęło dziesięć lat. Koloniści osiedli na planecie na tyle, na ile dało się w tak krótkim czasie, rozgaszczając się na niej na tyle, na ile pozwalało obce środowisko. Korpus Ekspedycyjny Eratranyan od samego początku zajmował się tym, do czego był przeznaczony - eksploracją nieznanych terenów i pracą na rzecz ludzkiej ekspansji - teraz nie jest już jednak jedynym. W oparciu o oficjalne uprawnienia nadane przez połączony rząd planet wewnętrznych, powołano kolejne grupy mające przyspieszyć poznawanie planety. Obok Eratranyanu pracuje więc Kulbat, Meqkata, Sirnai i Jarizah, wszystkie zaś łączy jeden cel - uczynienie Haalqatu bezpiecznym miejscem.
Na tyle bezpiecznym, na ile pozwoli sama planeta.
Cztery lata temu okazało się, że nie są tu pierwsi. Gdy jedna z wypraw ekspedycyjnych zupełnym przypadkiem dotarła do ruin, zaczęła się nowa era eksploracji. Bardziej niebezpieczna, ale o ileż bardziej obiecująca!
Haalqat nie wybacza pomyłek. Choć nadaje się do życia niemal tak samo, jak rodzima Ziemia - podobna grawitacja, skład atmosfery, fauna i flora pozwalająca szukać porównań z ziemską - to wciąż miejsce obce i dzikie. Przez dziesięć lat od ściągnięcia Anne Marie Haalqat nie tylko nie został oswojony, ale kroki poczynione w kierunku poznania go okazały się być żałośnie małymi. Ludzkość wciąż trzyma się uziemionego okrętu, bo nigdzie indziej nie czuje się bezpiecznie. Stary statek wciąż jest tym, co gwarantuje im przetrwanie, bo wszystko, co ich otacza, najchętniej by się ich pozbyło. Koloniści są obcym elementem, przez dekadę niewiele się w tej kwestii zmieniło.
Nikt jednak nie mówi o powrocie i nikt nie wspominałby o tym nawet, gdyby istniała taka możliwość, gdyby Anne Marie wciąż mogła wzbić się ku niebu. Przed laty Haalqat reklamowano jako kolejną ziemię obiecaną i nawet, jeśli był to obraz na wyrost, to miejsce nadal może stać się ich domem.
Planeta jest piękna. Bogata. Noce pod obcym niebem są upajające tak samo, jak oszałamiający jest słodki zapach tutejszej roślinności. Wieczorne porykiwania odległych stad dziwacznych zwierząt są muzyką, do której chce się zasypiać.
Haalqat jest dobrym miejscem. Po prostu nie jest jeszcze ich.